Z cygańskich slumsów do monastyru w Rudi dostaliśmy się taksówką z przemiłym taksówkarzem. Ok.20 km drogi kosztowało nas jakieś 20zl. Kiedy dotarliśmy do monastyru, taksówkarz po krótkiej rozmowie z siostrą - strażniczką, załatwił nam tam nocleg. Na wejściu zostałam zaopatrzona w chustkę, poliestrową bluzkę i spódnicę. Komicznie wyglądałam z plecakiem na plecach w tym stroju ;) Siostra oprowadziła nas po terenie całego monastyru. Miejsce było naprawdę przecudne, całkowicie odcięte od reszty świata. Wszędzie panowała błoga cisza, słyszeliśmy tylko jakieś prawosławne śpiewy. Czas jakgdyby się tu zatrzymał. Siostry miały tu wszystko co było im potrzebne do życia: sad, szklarnie z owocami i warzywami, kury, kaczki i inne zwierzęta, studnię i co najważniejsze - cerkiew. W pewnym momencie siostrzyczka pokazała nam miejsca naszego noclegu. Sławkowi w budynku męskim, na podłodze w "pokoju" z 10 innymi facetami, a mi w budynku żeńskim, jakieś 500m dalej. Mina nam trochę zrzedła. Powiedzieliśmy grzecznie siostrze, że dziękujemy i że nie ma takiej opcji żebyśmy spali tak daleko od siebie, a ona widząc nasze niezadowolenie powiedziała, że siostra przełożona być może da nam rozgrzeszenie i będziemy mogli spać w jednym budynku. Powiedziała też, że zostanie nam przydzielona siostra - opiekunka, do której "rozkazów" będziemy musieli się dostosowywać. Wspomniała też o nabożeństwie o 5 rano :) Gdy siostry udały się na kolację, zostaliśmy sami i w ciągu 5 sekund zniknęliśmy z tego miejsca. Ubranko zostawiłam kulturalnie na wartowni :)